The Legend of Kage

Dostaję telefon i teraz nie ma już wymówek typu „może” albo „lub”, zostaje wyłącznie „na pewno”. Usiądę i zagram. Szukać chcę w tym kunsztu, tego uczucia grywalności, uderzenia. Wiesz, coś jak Konami albo Recca: na żywo bądź zagrana na policzkach Papieża.

Opieramy się o epromy niczym o ciepły kaloryfer. Rozkoszujemy się Natsume, który połyka Salamandre, a proces trawienia opisuje w Abadoxie. Czarny pirat w Twinie MWK, rozpływam się.

Tam gdzie sól miesza się wiatrakiem, a sam wiatrak rzucony w kąt altany nadaje momentum chaosowi spalającemu się potem w namiocie jak mnich!

 

Siedzę na drzewie i patrzę jak sunie poprzez burzowy las. Tu spotykamy się potajemnie w obawie przed jej ojcem. Czekam zawsze aż podejdzie właśnie pod moje drzewo, bezszelestnie ląduję za nią i zasłaniam jej oczy. Tamtego lata stało się jednak inaczej: chwycił i porwał ją sługus złego shoguna. Porwał do pałacu swego władcy żywiołów.

 

Powiadają, że las jest granicą jego królestwa, zaś moc, którą ofiarował mu sam diabeł, chytrze zainwestował. Spojrzał w niebo, pod którym teraz biegnę i rozpętała się burza trwająca do dziś. W lesie zdążyły wyrosnąć drzewa wielkie jak jego pałac. Wybijam się wysoko, ponad ich szczyty. W letnim słońcu pośród gałęzi czekają jego niebiescy synowie.

Całe dni i tygodnie Taito hipnotyzuje purpurą nieba na tle gór widzianych z zamku.  Nakazuje głębokie oddechy szkatułką ukrytą pośród drzew. Obraz miga. Magia wymyka się spod kontroli, a nieskończona niedola bohatera zapętla się okrutnie i wiele razy przyjdzie nam rozpoczynać grę od nowa.

Ogniste kule magów Yohbos spalają moje niedawno zdobyte szaty, nie potrafię ich odbić. Motyl wskaże Ci drogę. Przypomina mi się jej szept. Woda z której powstali, uleczy Cię. Błądzę, a czas zdaje się błądzić ze mną.

Gra jest niesamowicie przejrzysta, a pozornie toporna mechanika okazuje się złożona i satysfakcjonująca. Możemy wspinać się naszym bohaterem po drzewach i kolumnach. Kiedy zanurzamy się w wodzie, nasz ninja oddycha przez bambusową rurkę.

Arsenał naszego ninji składa się z miecza oraz shurikenów. Gwiazdki możemy ulepszać zbierając kryształowe kule (ninja otrzymuje nowy strój oraz życie). Po uzbieraniu 50 tysięcy punktów jesteśmy premiowani jednym kredytem. Miecz, oprócz morderczych cięć, pozwala na odbijanie pocisków wroga. Niestety parować możemy wyłącznie podstawowe ataki.

Ze szczytu zamku wybiliśmy się i lecieliśmy w ciszy, by w locie nacieszyć się choć odrobinę sobą, zanim znów będziemy musieli się rozdzielić.

Wraz z bohaterem możemy odetchnąć. Jedynie na końcu uświadczymy klimatyczną ciszę. Chińska melodia, która towarzyszy nam prawie przez całą grę, choć ciekawa, jednak z czasem nudzi. Odgłosy wydobywające się z głośników są poprawne, a w pamięci pozostaje charakterystyczne buczenie. Ma ono chyba imitować gardłowy śpiew mnichów. Wszystkiemu towarzyszy agresywne mruganie ekranu – ot bonus punktowy z wbudowanym testem na padaczkę.

Woda spływa z lasu do kanału, który wybudował specjalnie do tego celu. Stanął podobno u wylotu i łapczywie chłeptał. Trwało to kilka dni, aż już napuchł i napęczniał cały. Zebrał się w sobie, wyrzygał tysiąc ninja szafiru, tych samych, którzy chcą zabić mnie, zatrzymać w tym lesie.

 

Gra jest bardzo dynamiczna i trudna. Na swojej drodze bohater napotyka całe hordy przeciwników, na których należy różnie reagować. Cztery poziomy które odwiedzimy to:

  • Las
  • Kanały
  • Góra
  • Pałac

Każdą z tych lokacji przyjdzie nam pokonać trzykrotnie, a przy kolejnych podejściach zmienia się boss oraz kolorystyka, wskazująca na zmianę pory roku. Ten ciekawy motyw częściowo wynagradza skromną, aczkolwiek przejrzystą oprawę graficzną.

Legend of Kage to pełnoprawny protoplasta takich gier jak Ninja Gaiden bądź Kage (Natsume). Pomimo użycia dużo mniejszych środków, dzięki przemyślanemu designowi dynamiczna i wymagająca rozgrywka Legend of Kage nie pozwala oderwać się od konsoli. Opanowanie tej gry w pełni rzeczywiście może zabrać kilka wiosen…

Pora już odłożyć słuchawkę, by znów móc wepchnąć głaz na górę. Czy będzie trzeba odeprzeć atak zwierząt latającą japonką czy skakać policyjną myszą wiem, że nie jestem sam w tym domu wariatów.

Mejs, 2016